Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
789
BLOG

Kolejny dzień wspomnień, 13 grudnia 1981 r.

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Rozmaitości Obserwuj notkę 1

O pierwszej w nocy z soboty na niedzielę, 13 grudnia, obudził mnie dzwonek do drzwi, kończąc wieczorne marzenie o długiej i spokojnej nocy, pierwszej spędzonej w domu po kilku tygodniach studenckiego strajku. Za drzwiami stał Tomek Matulaniec z jeszcze jednym ze studentów, którzy pełnili w nocy dyżur w biurze strajkowym NZS-u w Sopocie. Byli wyraźnie zdenerwowani i przekrzykiwali się nawzajem. Mówili, że wyłączono im telefon podczas rozmowy z biurem Komisji Krajowej „Solidarności”, że w radiu działa tylko program pierwszy nadający poważną muzykę, więc postanowili do mnie przyjechać. Na ulicach widzieli sporo wojskowych i milicyjnych samochodów. Podniosłem słuchawkę telefonu – głucha cisza. To nie uczelni, jak sądzili, odcięto połączenia, to było coś więcej. Tylko co i jak to sprawdzić, skoro nie ma łączności? Postanowiłem, że pojedziemy na wydział i poczekamy, bo tam na pewno będą zgłaszać się ludzie, może coś się wyjaśni. Wymyśliłem też, że zrobimy po drodze mały zwiad koło Grand Hotelu, gdzie mieszkała część członków Komisji Krajowej. W razie gdybyśmy trafili na jakiś patrol, będziemy tłumaczyć, że wracamy z imprezy. Byto to uprawdopodobnić, wypiliśmy po kieliszku wódki i schlapaliśmy nią ubranie. Był to pierwszy alkohol, jaki miałem w ustach od miesiąca.

Udało nam się złapać taksówkę. Kierowca opowiadała, że był w Gdańsku, wszędzie wojsko i milicja, pod stocznią czołgi. Podobnie było pod Grand Hotelem, zatrzymywano działaczy „Solidarności”.

Na uczelni jednak spokój. Poprosiliśmy pełniącą dyżur panią, by dała nam znać, gdyby coś się działo, bo wewnętrzna centrala telefoniczna działała. Postanowiłem poczekać do rana i potem pojechać na Humankę, mając nadzieję, że tam spotkam kogoś, kto będzie więcej wiedzieć. Siedzieliśmy przy herbacie dyskutując i gubiąc się w domysłach, kilka osób w pustym budynku, gdzie dzień wcześniej tyle się działo. W tle cały czas włączone było radio. Wreszcie, nad ranem, zamilkła muzyka i usłyszeliśmy przerażające słowa człowieka, który nazywał siebie polskim generałem: „Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej! Zwracam się dziś do was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego. Zwracam się do was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. [..] Awanturnikom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki. [...] Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju”. Nie wiedziałem, jak potoczą się wydarzenia, ale wiedziałem, że wszystko ulegnie zmianie, że piętnastomiesięczny czas względnej wolności i tolerowania niezależnych organizacji dobiegł końca. To nie była spektakularna akcja władzy, tylko szeroko zakrojona i długo przygotowywana wojna z narodem.

Od świtu, choć to była niedziela, zaczęli się pojawiać studenci i asystenci. Przyjechał też Jacek Cesarz, przewodniczący NZS-u na naszym wydziale. Wszystkich wysyłaliśmy na oliwskie wydziały uczelni, bo uznaliśmy, że tam zapadną decyzje, a strajk we wszystkich rozrzuconych od Gdańska do Gdyni wydziałach był zbyt ryzykowny. Sami mieliśmy jeszcze jedno zadanie, wywieźć lub zniszczyć archiwum zrzeszenia i samorządu, bo byliśmy przekonani, że prędzej czy później trafi tu służba bezpieczeństwa i wszystko przetrząśnie.

Opróżniliśmy szafy. Większość dokumentów spaliliśmy w wydziałowej kotłowni, zwłaszcza te z nazwiskami uczestników strajku i członków NZS. To, co mogło się przydać, jak papier, maszynę do pisania i wałek drukarski wywiózł maluchem we wskazane miejsce jeden z kolegów. Koło południa pomieszczenia były wyczyszczone, na drzwiach wisiał plakat letniej olimpiady sprzed roku, na którym kiedyś Jacek dopisał flamastrem: „The Last Olympic Games in Moscow. Never again”, dlatego się uchował. I to on nasunął nam pomysł zaczerpnięty z filmu „Złoto dla zuchwałych”. Wszak prędzej czy później bezpieka tu przyjdzie. Gdy opuszczaliśmy budynek w Sopocie, na ścianie pokoju NZS widniał wymalowany ręką Jacka duży napis na wprost wejścia: „A teraz możecie pocałować nas w d... !”. Niespełna godzinę później dotarłem do Oliwy, na Humance panował gorączkowy ruch. Zaczął się strajk solidarnościowy.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości