Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
223
BLOG

Matura

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Matura. To słowo jest czymś więcej, niż tylko pojęciem, które Uniwersalny Słownik Języka Polskiego definiuje jako „egzamin z zakresu szkoły średniej, zdawany po jej zakończeniu”. To ro­dzaj inicjacji, przekroczenia pewnego progu w życiu, w społecznym odczuciu najważniejszego poza małżeństwem. Małżeństwo jest jednak czynem indywidualnym, a matura zbiorowym, pokole­niowym.

Matura, z łaciny maturus, oznacza – dojrzały. Rzymianie tego terminu używali na określenie stanu owoców, dopiero potem, gdy zagościło w innych językach i epokach, zaczął on nabierać do­datkowego znaczenia. Niemcy powiedzą matur, Węgrzy i Czesi matura. Brzmi niemal identycznie i to samo oznacza: egzamin dojrzałości. W języku angielskim słowo mature również oznacza dojrza­łość, choć nie używa się go do opisywania egzaminu. Ale rzecz właśnie w dojrzałości, nie tylko eg­zaminie. Matura to nie tylko język polski czy matematyka, to przejście progu, za którym coraz czę­ściej podejmuje się decyzje samemu ponosząc ich konsekwencje, aż wreszcie przyjmuje się pełną odpowiedzialność za własne życie. Przejście do dojrzałości jest wprawdzie symboliczne, ale ważne, nawet pora roku to podkreśla – zbliża się lato, natura wyrusza w kolejną podróż ku jesieni, podob­nie jak kolejne pokolenie maturzystów. Na razie wszystko wygląda pięknie, wszystko rozkwita jak kasztany, zieleni się soczyście i niesie nadzieję. Przyszłość, jak ogrodowe klomby kwiatów, wyglą­da kolorowo. Każdy maturzysta kolejnego rocznika wierzy, że zmieni świat na lepsze, że zrealizuje własne marzenia, że będzie szczęśliwy. Jak oceni swoje jesienne zbiory, zależy tylko od niego, ale na razie to odległa przyszłość.

Matura nie ma uwiecznionego przepisami rytuału, tak jak chrzciny czy Pierwsza Komunia, wytworzyła jednak na przestrzeni dziesięcioleci własny, zwyczajowy. Gdy ja przystępowałem do matury, okres przygotowań rozpoczynał się studniówką, a kończył balem maturalnym, na którym po raz pierwszy zasiadało się przy stole ze swoimi profesorami już poza relacją uczeń – nauczyciel. Bale maturalne zniknęły, dziś za koniec procesu „przejścia” przyjąć trzeba oficjalne ogłoszenie wy­ników egzaminu. Ubywa nieco punktów z porządku ceremoniału, bo współczesne czasy jak żadne, dążą do uproszczeń, niemniej wciąż towarzyszy maturom uroczysty nastrój podkreślany świątecz­nym ubiorem, a przede wszystkim społeczne zainteresowanie, wyrażane również w mediach. W szczególny sposób utożsamiamy się z maturzystami, wspieramy ich i solidaryzujemy się z nimi, bo niegdyś też dokonaliśmy tego przejścia. Przejście to próba, a każda próba przynosi niepokój, czy zdoła się jej sprostać. Staramy się więc pomóc, jeśli nie radą, to przynajmniej życzliwym zaintere­sowaniem. Sami byliśmy przecież maturzystami, były lub będą nimi nasze dzieci, a potem ich dzie­ci.

Pamiętamy, jakie to przeżycie. Znam ludzi, którzy nie pamiętają, jaka była pogoda podczas ich ślubu, ale z przypomnieniem sobie pogody w czasie swojej matury nie mają najmniejszego pro­blemu. Sam do nich należę, choć poza tym pamiętam wszystkie szczegóły tamtego dnia. Ale po­gody nie, a pogodę podczas naszej matury pamiętam. Nie była wiosenna, nie była też nazbyt sło­neczna, kasztany zakwitły dopiero podczas ustnych, zatem w drugiej połowie maja. Rok wcześniej, gdy zdawali nasi starsi o rok koledzy, było tak upalnie, że chodziliśmy w koszulkach z krótkim rę­kawem i taka pogoda mi się marzyła. Cóż zrobić, nie można mieć wszystkiego. Może to dobrze, bo przynajmniej myśli nie uciekały na plażę i łatwiej było skoncentrować się na książkach.

Matura to pierwszy krok w samodzielność. Nie będzie już zebrań rodziców, nikt nie będzie już za nas podejmował decyzji. Z perspektywy czasu wiemy jednak także, że to nie był najtrudniej­szy z życiowych egzaminów, choć tak nam się wtedy wydawało; że tak naprawdę wcale nie byli­śmy dorośli, choć wtedy zareagowalibyśmy na taką opinię oburzeniem; wiemy też, że niemal każdy rok przynosić będzie kolejne próby. Z perspektywy czasu uśmiecham się wspominając tamtego młodzieńca jakim byłem, młodzieńca przekonanego, że jest mądry, doświadczony, a życie będzie pasmem sukcesów. Dziś wiem, że bez względu na wiek, a już na pewno mając dziewiętnaście czy dwadzieścia lat, warto czasem przynajmniej wysłuchać opinii starszych, ale wówczas byłem obu­rzony samym takim pomysłem, bo twierdziłem, że każde pokolenie znaleźć musi własną drogę. Było w tym wiele racji, ale mam też świadomość, że mógłbym uniknąć kilku rozczarowań i nie marnować energii na wywarzanie otwartych od dawna drzwi. Ale wiem też, że taka mądrość przy­chodzi dopiero po latach kolejnych prób. Światu potrzebne są jednak zarówno doświadczenie, jak i entuzjazm. Tego drugiego z wiekiem ubywa, więc niech młodzi nim świat zasilają.

Dlaczego matura jest każdego tak nam bliska, nawet wtedy, gdy nikt w rodzinie nie przystę­puje do egzaminów? Mam swoją na ten temat opinię. Każda próba życiowa, to kolejna matura. Dla­tego tak bardzo interesuje nas każdy kolejny rocznik, każde pokolenie, które dołącza do nas i mie­rzyć się będzie z życiem. Wierzymy, że zaoszczędzone im będą nasze przykre doświadczenia i roz­czarowania. Ale pomóc im nie możemy, z tym i następnymi egzaminami z życia zmierzyć się mu­szą sami, choć nie osamotnieni. Wspieramy ich i otaczamy życzliwością, bo w gruncie rzeczy przez całe życie każdy z nas jest maturzystą. Połamcie zatem pióra dziewczyny i chłopaki.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości