Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
622
BLOG

Drugie wejrzenie Dariusza Filara

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Kultura Obserwuj notkę 0

 To rzecz raczej niespotykana, by naukowiec i ekonomista pisywał książki beletrystyczne, chyba że jest... Dariuszem Filarem. Pod koniec ubiegłego roku, w odstępie kilku tygodni ukazały się dwie książki: „Między zieloną wyspą a dryfującą krą” oraz „Drugie wejrzenie”. Pierwsza dotyka spraw zgodnych z zawodową aktywnością autora, swego czasu głównego ekonomisty jednego z dużych banków oraz członka Rady Polityki Pieniężnej ale druga, „Drugie wejrzenie” jest powieścią. I to nie pierwszą już w dorobku Dariusza Filara. Poza książkami ze sfery science fiction (by nie było wątpliwości, te nie traktowały o gospodarce), które ukazywały się jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, wydał też w 1984 roku powieść o młodym naukowcu złaknionym sukcesów i... miłości. Książka nosiła tytuł „Pies wyścigowy” i w zasadzie do dziś jest mało znana, a szkoda, bo wpisuje się w nurt gdańskiej literatury pisarzy takich jak Grass, Huelle czy Chwin.

W książce „Między zieloną wyspą a dryfującą krą” Dariusz Filar dokonał pewnego rodzaju bilansu zamknięcia, ocenił stan i potencjał polskiej gospodarki ostatniej dekady. Wyznaczył tym samym, chyba nieświadomie, punkt odniesienia, do którego wrócić będzie można, gdy nadejdzie czas oceniania gospodarczych wyników rządów PiS, bo zbieg okoliczności sprawił, że książka ukazała się tuż przed spektakularną przegraną PO. Warto po nią sięgnąć, bo przystępnie i bez emocji opisane są w niej zmiany zachodzące w gospodarce polskiej, jej stan w latach gospodarczej zapaści po 2008 roku, osiągnięcia i porażki.

Wspominam o tym, bo chwilę po premierze tamtej książki (czyli około miesiąca, co na rynku wydawniczym jest chwilą dla dzieł tego samego pisarza), ukazała się kolejna książka Dariusza Filara, czyli „Drugie wejrzenie”. Jedną i drugą dzieli literacka otchłań: pierwsza jest z gatunku literatury faktu, druga literackiej fantazji; pierwsza traktuje o ekonomii, druga o codziennym prywatnym życiu. A jednak łączy je nie tylko osoba autora – Ponieważ „Drugie wejrzenie” jest także swego rodzaju rozrachunkiem z przeszłością, jej zamknięciem i rozliczeniem, a jednocześnie rodzajem egzaminu z niełatwym teraźniejszości.

„Drugie wejrzenie” to na pierwszy rzut oka romans, ale szczególny i nietypowy. I nie tylko dlatego, że kochankiem jest sześćdziesięcioletni naukowiec, a kochanką o połowę młodsza kobieta sukcesu. Raczej dlatego, że autor postawił przed bohaterem (być może także przed sobą, jeśli bohater jest alter ego autora) szereg pytań, na które ten udzielić musi wyczerpujących odpowiedzi, które ocenia surowa egzaminatorka – nowoczesna i wyzwolona bizneswomen – jego kochanka – Emilia.

Dariusz Filar, w osobie Krzysztofa (takie imię nosi jego bohater), zmierzył się w swojej powieści z dwiema największymi zagadkami istnienia: kobietą i współczesnym światem. I jedna i druga zagadka nie należy do łatwych, zwłaszcza że w dobie dynamicznych przemian stare recepty stają się bezużyteczne. A Krzysztof jest właśnie człowiekiem starej daty i obyczajów, mężczyzną po „pierwszym wejrzeniu”. Nadal jest bystrym i dociekliwym obserwatorem, ale swój najważniejszy w życiu wyścig już zakończył. „Pies wyścigowy” który rozpoczynał karierę naukową jeszcze w latach siedemdziesiątych, jest nieco zziajany, już nie to zdrowie i nie ta kondycja. Dotąd jego zaangażowanie we współczesną obyczajowość i reguły towarzyskiego życia ograniczało się do nobliwej roli wykładowcy i publicysty. Teraz, jak zwykle przez przypadek którym była podróż pociągiem, musi przekroczyć granicę i z obserwatora stać się uczestnikiem zmian, które obserwował z dystansu.

Po kilkudziesięciu pierwszych stronach lektury odniosłem wrażenie, że główną intencją autora było zmierzenie się coraz bardziej świadomego nadchodzącej starości mężczyzny z fantazją o przygodzie ze znacznie młodszą kobietą. Próbą odpowiedzi na pytanie, czy nadal może być atrakcyjny dla pięknej i przebojowej kobiety, fizycznie, intelektualnie i obyczajowo. Jej zainteresowanie kompensuje mu upływ lat, poprawia samopoczucie i samoocenę, udowadnia, że nadal jest mężczyzną w każdym aspekcie swojego istnienia. Ale gdyby tylko na tym miało się skończyć, nie pisałbym o „Drugim wejrzeniu”, by szkoda byłoby mi czasu. Na szczęście, dla Dariusza Filara opowiadana przez niego historia damsko-męskich relacji to tylko pretekst, by zmierzyć się z najbardziej drażliwymi i najżywiej dyskutowanymi tematami współczesnej Polski i świata, ot choćby: stosunkiem do wiary, homoseksualizmu czy aborcji. Dla kochanki bohatera, Emilii, te zagadnienia są proste, jej poglądy są zgodne z aktualną modą, jest otwarta na zmiany i akceptuje odmienność. Inaczej jest z Krzysztofem, ten rozdarty jest między pragnieniem utrzymania związku nobilitującego jego poczucie męskości, a własnymi przemyśleniami, nie zawsze zgodnymi z polityczno-towarzyską poprawnością współczesnych elit. Ile może powiedzieć, by nie narazić związku, co do którego nie ma złudzeń, że jest trudny i nienaturalny? Tu nie ma łatwych pytań i prostych odpowiedzi, jest wahanie między szczerością i uległością. Nieustanne pytanie o wierność swoim poglądom i młodszej kobiecie, z którą związek chciałby utrzymać. Być może świadomy jest tego, że to być może już ostatni taki poryw serca? Męskiego serca, nieco już zmęczonego życiem.

Jakie będą losy bohaterów, na ile różnice będą ich spajały a na ile dzieliły, nie będę zdradzał, niech odpowiedź pozostanie w książce. Ważne, że pies wyścigowy nadal biegnie.

I tu kończy się rzeczowa recenzja, ale nie mogę pozostawić bez komentarz jeszcze jednego, aspektu prozy Darka Filara, bo przecież nie tylko miałem go okazję poznać w zamierzchłej mojej, bo studenckiej jeszcze przeszłości, ale wcześniej w tym samym mieście, na ulicach Gdyni, dorastaliśmy i uczyliśmy się życia. Może dlatego odkrywam w jego pisarstwie bliską mi wrażliwość na rzeczy zdawałoby się mało istotne, przywiązanie do przeszłości, nutę sentymentalizm, zamiłowanie do książek i architektury, szacunek dla ludzi. A może po prostu nasze pokolenie (czy pokolenia roczników 1940 i 1950), które nieprzygotowane ani przez rodziców, ani przez szkołę czy uczelnię, musiało dać sobie radę w nowej wolnorynkowej rzeczywistości, nauczyło się szczególnego szacunku do rzeczy drobnych a pięknych? Bez względu na to, jaka jest tego przyczyna, cieszę się, że nasze pokolenie ma jeszcze coś do powiedzenia i przelewa to na papier.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura