Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
698
BLOG

Za czyli przeciw – jak zmieniały się sympatie nie tylko w sprawie Wałęsy

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

W miarę upływu lat i oddalania się od przełomowego roku 1989, z coraz mniejszymi emocjami, ale za to większym rozbawieniem obserwuję wydarzenia na politycznej scenie Polski. Przedziwne bowiem rzeczy dzieją się w polityce, jeśli spojrzeć na nie z perspektywy ćwierćwiecza, zaskakujące bywają zmiany stron i sojuszy dokonywane przez polityków, i chociaż wszyscy już przywykli, mnie nadal wprawia to w zdumienie. Ot, choćby Roman Giertych, swego czasu jako przewodniczący Ligi Polskich Rodzin tworzący wespół z PiS i Samoobroną rządzący Polską sojusz, dziś pomstuje na byłego koalicjanta (PiS) i jego przywódcę. Nie inaczej Kazimierz Marcinkiewicz, pozbawiony za nieudolność (bo serwilizmu mu nie brakowało) stanowiska szefa rządu przez swego protektora, dziś wtóruje jego przeciwnikom. Nie inaczej usunięty przez Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska ministra obrony Radosław Sikorski, od owej chwili wierny członek PO i zajadły wróg PiS z jego prezesem na czele. Można to grono poszerzyć choćby o Michała Kamińskiego, swego czasu rzecznika prasowego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a także wielu kolejnych choć mniej znanych postaci życia politycznego. Bywają również wolty odwrotne, do spektakularnych należało przyjęcie stanowiska ministra finansów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego przez oddaną wcześniej Donaldowi Tuskowi Zytę Gilowską, czy rok temu przez Jarosława Gowina teki w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego. Nie wnikam, czy ich postawa wówczas, czy obecnie jest słuszna (odpowiedź zależy od tego, kto będzie to oceniał), to jedynie czysta konstatacja. Politycy, jak widać, delikatnej natury mają psychikę i gdy poczują się urażeni, równy przejawiają entuzjazm, co i wrogość. Ale to wszystko już nie zaskakuje, zwłaszcza, że za niektórymi z nich trudno nadążyć. Znakomitym tego przykładem może być Ryszard Czarnecki: zaczynał od Unii Polityki Realnej, następnie zakładał Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, potem przystąpił do Samoobrony, aż wreszcie odnalazł się w PiS, przy czym warto podkreślić, że nie należy on do wyjątków. W tym kontekście równie interesujące są, zwłaszcza w świetle ostatnio opublikowanych opinii biegłych grafologów na temat teczki Lecha Wałęsy, wolty całych środowisk politycznych. A ich historia może być bardzo pouczająca.

W 1990 roku, podczas kampanii przed pierwszymi powszechnymi wyborami prezydenta, przeprowadzanymi po raz pierwszy od zakończenia II wojny, w polskim społeczeństwie dokonał się głęboki podział. W wyścigu do Belwederu (obecny Pałac Prezydencki był jeszcze wówczas tylko Pałacem Namiestnikowskim) stanęło w szranki dwóch niekwestionowanych w swych osiągnięciach polityków: Lech Wałęsa, patron Komitetu Obywatelskiego dzięki któremu opozycja wygrała kontraktowe wybory 4 czerwca 1989 roku, oraz Tadeusz Mazowiecki, pierwszy niekomunistyczny premier Polski drugiej połowy XX wieku rezydujący w Polsce (nie licząc nominalnych tylko premierów londyńskich).

Dla obu stających w szranki liderów wybory te miały nie tylko polityczne, ale i ambicjonalne znaczenie. Lech Wałęsa, od lat przyzwyczajony do roli dyrygenta, niechętnie patrzył, jak spod jego skrzydeł wyrwał się, usamodzielnił, a co gorsza nabierał popularności nowy sejmowy przywódca. Czuł, że usuwa mu się spod nóg piedestał, bez którego nie potrafił już żyć. Sam Tadeusz Mazowiecki natomiast, nie do końca widzący się w nowej roli, dał się przekonać swoim poplecznikom głoszącym, że tylko on zrealizować może bliską im wizję socjaldemokratycznej i liberalnej Polski, a co najważniejsze, zatrzyma nieodpowiedzialnego gbura, czyli Wałęsę, postrzeganego przez środowisko bliskie Mazowieckiemu jako największe zagrożenie dla dokonujących się przemian.

Dla polityków skupionych wokół kandydatów wybory miały także ogromne znaczenie. Wałęsie, głoszącemu konieczność przyspieszenia i nowego początku, patronowali Jarosław i Lech Kaczyński i środowisko Porozumienia Centrum (z którego w 2001 roku narodził się PiS), Kongres Liberalno-Demokratyczny z Donaldem Tuskiem i znaczna część środowisk o prawicowej proweniencji (chociaż dystansował się od postaci Wałęsy na przykład Aleksander Hall). Ich zagorzałymi przeciwnikami, wspierającymi Tadeusza Mazowieckiego, było przede wszystkim środowisko Ruchu Obywatelskiego Akcja Demokratyczna (ROAD, później przekształcony w Unię Demokratyczną), w którym najważniejszą rolę odgrywali politycy o lewicujących poglądach, tacy jak Jacek Kuroń, Adam Michnik, Henryk Wujec czy Władysław Frasyniuk. W ślad za nimi podzieliło się społeczeństwo.

Kampania była ostra i bezkompromisowa, a co najbardziej zaskakujące, to sojusznicy Mazowieckiego wprowadzili do niej elementy agresywne i dyskredytujące przeciwnika. W spotach wyborczych T. Mazowieckiego, Wałęsa odcinał siekierą Polskę od Europy (bo w jednym z wywiadów ogłosił, że trzeba prezydenta z siekierą) i łamał ledwo wschodzące drzewo wolnej Polski, by wsadzać bez korzeni do innej doniczki (zapowiadał nowy początek), a to tylko dwa zapamiętane przeze mnie z wielu podobnych. Nie szczędzono też Wałęsie czarnego wizerunku, był w nim nieobliczanym w czynach populistą i dyletantem, nieodpowiedzialnym i groźnym watażką, a jego rządy miały sprowadzić na Polskę ogrom niewyobrażalnych nieszczęść.

Wybory okazały się klęską Mazowieckiego, przegrał nie tylko z Wałęsą, ale nawet z nieznanym do niedawna nikomu Tymińskim. Środowisko Unii Demokratycznej głęboko urażone taką niesprawiedliwością i głupotą ludu, przez kolejnych pięć lat nie unikało żadnej okazji, by przypiąć urzędującemu prezydentowi kolejną łatkę (co, nawisem mówiąc, nie było trudne, bo Wałęsa w istocie okazał się dyletantem i gburem).

Minęło nieco ponad dwadzieścia lat (Wałęsa w kolejnych wyborach przegrał z Aleksandrem Kwaśniewskim) i ku memu zaskoczeniu, to właśnie najwięksi ówcześni przeciwnicy Wałęsy skupieni wokół Gazety Wyborczej stali się jego największymi apologetami, a jego dawni sojusznicy wrogami! Ciekawe, czy to Wałęsa przeszedł tak głęboką metamorfozę (stał się wykształcony, uprzejmy i odpowiedzialny), że warto go dzisiaj poopierać, czy już taki był, tylko dopiero teraz jego obrońcy to dostrzegli?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka